Mieliście jakąś przykrą/zabawną/straszną historię w pracy? Dobra, w szkole też, podzielcie się!
Ja ostatnio poszłam na rozmowę z urzędu pracy do sklepu pana S.,(była też jego żona) przedstawiłam się i tak wyglądała rozmowa :
Pan S : I chce pani pracować?
Ja : Oczywiście, przecież inaczej bym nie przyszła (śmieję się, by rozluźnić atmosferę, facet wyglądał jak pedofil)
Pan S. A pracowała pani już wcześniej?
Ja : Tak, w "Żabce" i w Tesco na zlecenie, odpowiadałam za kasę i towar.
Pan S. : Mhm....(patrzy w okno totalnie mnie ignorując)
Żona Pana S. : Ale wie pani, że tutaj nie ma siedzenia jak w Żabce albo Tesco, trzeba chodzić i polecać klientom towar...
Ja : Ależ ja wiem, poza tym w Tesco nie siedziałam, proszę pani...
Pan S. (mierzy mnie wzrokiem, miałam zapytać, czy mam jeszcze koszulę rozpiąć i zaprezentować to i owo) : Ale na targi też trzeba jeździć (to sklep z odzieżą i butami)..
Ja : Ale w ogłoszeniu jest mowa o jednej osobie na sklep i jednej na targi...
Pan S. : To się zmieniło....
Ja : No, dobrze, rozumiem i będę w takim razie na targi jeździć, nie ma problemu.
S. : (z wielkim oburzeniem) Jak pani se chce!! Ja mogę jeździć z kim zechcę, poza tym (znów mierzy mnie wzrokiem) mogę se znaleźć kogokolwiek na pani miejsce kiedy zechcę!!
(długa cisza, nie wiem, czy mam wyjść, czy co...)
Żona : Trzeba wziąć numer....(mamrocze jakby do siebie)
On. : (ignoruje mnie nadal, bawi się telefonem) Będę dzwonił..chyba.
Ja : Dobrze... w takim razie będę czekała na znak. Do zobaczenia.
Szlag trafiał mnie w tej budzie, klęłam w duchu urzędniczkę która mnie tu wysłała, poza tym mam przyjaciółkę która u niego pracowała - molestowanie, niewypłacalny, niemoralne propozycje (wracała z nim ztargów w Zamościu a on do niej "no to co, wstąpimy na grzyby do lasu? albo na jagódki?) więc...rozumiecie....
Offline